Aby wydostać się z kempingu, musieliśmy trochę przejść z plecakami. Łapaliśmy po drugiej stronie drogi, bo tylko tam był skrawek cienia. Zabrał nas koleś jadący do Dobric, więc umówiliśmy się, że wysadzi nas w miejscu, gdzie droga będzie już odbijała na Warnę. Po drodze, przez zignorowanie znaku stop (co nie zdarzyło nam się niestety pierwszy raz), prawie zderzyliśmy się z busem. Sam Balchik jest ładnym miasteczkiem, lecz niestety nie mieliśmy czasu się bliżej przyjrzeć, bo tylko przez nie przejechaliśmy. Dalej ustawiliśmy się zaraz za rondem, gdzie przed nami pan sprzedawał arbuzy. Kupiliśmy jednego ważącego ok. 5 kilo za 2 levy.