Na zjeździe na Oradeę dość szybko złapaliśmy stopa. W sumie to liczyliśmy na polskiego tira, bo było tu już ich trochę, ale zatrzymała nam się wielka, stara, rumuńska ciężąrówka z przyczepą. Pojazd był chyba dwa razy starszy niż kierujący nim chłopak. Początkowo chcieliśmy wysiąść gdzieś po drodze i rozbić namiot w jakiś przydrożnych krzakach, ale, kiedy okazało się, że samochód jedzie aż do Satu mare, uznaliśmy, że lepiej nam będzie jechać z nim aż do samej Oradei i wysiąść na zjeździe na przejście graniczne w Bors. Tak zrobiliśmy. Jak wysiedliśmy, było już późno. Na nogach wyszliśmy z miasta, rozbiliśmy namiot za ogrodzeniem przy drodze, niedaleko supermarketu PIC.