Pół godziny przed budzikiem (czyli o 3.30) usłyszeliśmy odgłos, jakby ktoś przechodził obok namiotu. Uznaliśmy, że, skoro zostaliśmy zauważeni, należy się stamtąd ruszyć. W ekspresowym tempie ziwnęliśmy obóz (czyli w 20 minut, a normalnie zajmuje nam to jakieś 1,5 godziny) i poszliśmy w stronę granicy. Było ciepło, termometr przy drodze pokazywał 26 stopni. Kiedy doszliśmy do granicy, było już jasno. Na parkingu, na którym spaliśmy kilkanaście dni wcześniej, zjedliśmy śniadanie. Potem przeszliśmy na nogach przez granicę. Ustawiliśmy się w kolejce dla samochodów osobowych. Celnikom się to bardzo podobało, chyba nie za często ktoś tu przechodzi pieszo. Śmiali się i żartowali. A my byliśmy spowrotem na Węgrzech!